O mnie

Moje zdjęcie
Głównie walczę ze sobą. Czasem o siebie. Kilogramów dużo , za dużo.

poniedziałek, 26 listopada 2012

63 / ja.



Zaczynam się denerwować. Na prawdę.
Dziś też wymiotowałam ,ale ok . nie o tych chcę teraz pisać.

Xenka napisała :
"Że blog, jak mniemam, jest pisany na podłożu ideologii pro-ana, czy się mylę?
Pro-ana ma w założeniu, że chudość to styl życia a nie dążenie do bycia anorektyczką.
Jeśli dobrze rozumiem, to ktoś kto chce żyć "w stylu pro-ana" ma ustaloną KONKRETNĄ WAGĘ do której chce dojść, waga ta zawsze jest na poziomie wycieńczenia organizmu czyli p
oniżej normy i trzyma się założenia, że nie zamierza zejść ani kilograma mniej, bo to będzie oznaczało,że nie ma dla niego wagi idealnej, osiągalnej - jest tylko parcie na wagę coraz niższą.
A to oznacza,że ma anoreksję. Bo człowiek z anoreksją uważa siebie za nieidealnego i kogoś, kto nigdy tak naprawdę nie będzie szczupły - zawsze go będzie za dużo.

No więc szukam, gdzie są te motylki, które potwierdzają tę ideologię. 

I problem polega na tym, że ich nie widzę. Albo w którymś momencie uznają, że nie można żyć ciągle siebie nienawidząc,nienawidząc swojego ciała i życia w ogóle (a nie znam nikogo z ruchu pro-ana kto powie szczerze, że siebie kocha i uwielbia a mimo to chudnie), albo dochodzą do "idealnej","zaplanowanej" wagi... i jest problem. Bo skoro udało sie zbić tę wagę do, powiedzmy, 48kg, to czemu nie do 47? A może 45 ? Bo w sumie 44kg to świeny pomysł, "schudnięcie na zapas", większa dziura między udami (bez podtekstów)...
Poza tym, czytając wpisy z blogów pro-ana > każda jest tam nie rozumiana przez rodziców/ludzi/chłopaka, niekochana, beznadziejna itp. A waga ma to zmienić. Ma się być "ponad to", ma się "mieć większe powodzenie", rodzice "mają w końcu COŚ zrozumieć i COŚ zauważyć".
No więc czytając blogi nie widzę żadnej zmiany. Mimo dojścia do jakiejś wagi nienawiść do sie
bie nie mija, rodzice co najwyżej "przeszkadzają" bo "się czepiają" ale w sumie przynajmniej zwracają uwagę, więc na złość im - jeszcze kilo mniej, a niech mają !...

I o to mi chodziło, że to jest niby ruch, niby ideologia, ale nie znalazłam nikogo, kto by potwierdził jej założenia.

Już sam tytuł: "cierpienie za cenę piękna". Przecież ludzie ważą i po 100kg i uważają się za pięknych. Ludzie mają normalne BMI i też się uważają za pięknych. Ruch pro-ana kojarzy mi się z niewysłowionym smutkiem i cierpieniem osób, które uważają, że jest z nimi coś nie tak przez co wciąż i wciąż zabiegają o uwagę, miłość i akceptację, jednocześnie będąc przez 24 godziny na dobę z kimś, kogo najbardziej nienawidzą, czyli ze sobą.
Smutno mi , że jest Wam smutno i że tylko umęczając siebie jesteście w stanie żyć. Bo to o czym piszesz to nie jest radość i szczęście z robienia co robisz, tylko codzienne wstawanie z myślą : "za co ? no za co...". W dodatku pewnie widząc, że inni są szczęśliwi ważąc więcej, że są inne drogi..

Nie przekonuję Cię, że powinnaś w tej chwili się zmienić,jest coś z Tobą nie tak i tak dalej. Nie widzę po prostu dowodów na słuszność pro-ana a w tym siedzisz. Szkoda mi, że cierpisz. Szkoda mi,że nie ma nigdzie potwierdzenia, że jest po co.

Nie atakuj mnie w odpowiedzi, jako i ja Ciebie nie atakuje, ok ?:)"

Przeanalizujmy.

Zaczynam się zastanawiać czy ja żyję w pro-ana. Nie mam ustalonej wagi docelowej, kiedyś miałam ,ale już nie mam. Ma mnie być coraz mniej po prostu. 
Dokładnie. Czekam na ta dziurę między udami. Czekam i uparcie do tego dążę z uporem . Katuje się ćwiczeniami. Ćwiczę nawet w nocy . Moi rodzice nie mają zwracać na mnie uwagi , nie czekam też na uwagę innych ludzi. Nie jestem egocentryczna. Waga nie da mi tego ,że problemy znikną. Moja nienawiść do siebie nigdy nie minie. Obwiniam siebie i tylko siebie za wszystkie niepowodzenia. Nie myślę w ten sposób:  "Mimo dojścia do jakiejś wagi nienawiść do siebie nie mija, rodzice co najwyżej "przeszkadzają" bo "się czepiają" ale w sumie przynajmniej zwracają uwagę, więc na złość im - jeszcze kilo mniej, a niech mają !..." Traktujesz wszystkich w ten sam sposób. Czy się mylę ?
Mój tytuł bloga to tylko tytuł. ja waże 52 kg i wiem ,że nawet kiedy będę miała 38 kilo nie będę szczęśliwa. A wiem,że to kiedyś osiągnę. Bo wiesz co ? Chcę tego ,chcę umrzeć kiedyś z głodu. Takie jest moje założenie. Nienawidzę siebie swojego ciała mózgu, każdego centymetra siebie. Aż miło będzie mi patrzeć jak będzie mnie coraz mniej,  Nic nie zmienie bo nie chce nic zmieniać. Wybrałam takie życie, a właściwie życie wybrało za mnie. Szkoda Ci ,że cierpię może warto byłoby zapytać najpierw przed tym całym wywodem dlaczego to robię?

Dziękuję. 

A teraz dziś. Wymioty ćwiczenia , wymioty ćwiczenia. Tak. Jestem cholernie nieszczęśliwa i co z tego ? Ktoś mi pomoże? Nie sądzę. skakałam dziś na skakance. bolą nogi mnie. Strasznie mnie bolą.

Rzygam sobą. 

4 komentarze:

  1. Hmm cóż napisać.. Myślę, że Xenka ma rację, ale i tak dalej będę robić swoje. Chyba żadna z nas nie wie, czy tak naprawdę skończy z tym, z blogiem po osiągnięciu wymarzonej wagi czy wyglądu. Tkwimy w tym, mimo wszystko. To okropne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z blogiem nie skończę. Wiem to na pewno. Z odchudzaniem. Może w dalekiej przyszłości. Kiedy uporam się z problemem jaki wywołało na mnie Te decyzję.

      Usuń
  2. Chęć, żeby rodzice coś zauważyli lub żeby bliscy podali nam pomocną dłoń uważasz za egocentryzm? To po co są nam bliscy ludzie? Czy lepiej będzie, jak wszystko będziesz robić sama? Bo póki co, jak piszesz, robisz - i nie widzę, żebyś była szczęśliwa.

    Piszesz: "ktoś mi pomoże? nie sądzę". Czyli, zapytam - chciałabyś? Bo jeśli tak, to z przekonaniem że zwrócenie na siebie uwagi innych to egocentryzm - może być ciężko. No i trzeba przyjąć do siebie, że to oznacza oddanie komuś kontroli. Ktoś opiekuje się Tobą czy Ci pomaga - to oznacza, że kontroluje Cię w jakimś stopniu. Nie masz 100% władzy decyzyjnej - oddajesz jakąś część osobie opiekującej się.
    Gotowa na to?

    Pytasz, czemu nie spytałam przed całym wywodem, dlaczego to robisz. To warunek konieczny, żeby było mi tak po prostu szkoda kogoś kto pisze, że najchętniej by umarł z głodu tak siebie nienawidzi?

    Chcesz pomocy - musisz najpierw dać komuś na to szansę. Nie da się inaczej. Jeśli czekasz aż ktoś sam się wyrwie - to pomyśl czy czasami nie jest tak, że tworzysz obraz na zewnątrz, że wszystko jest super, Ty jesteś bardzo szczęśliwa... a wewnątrz aż wyjesz.
    Ludzie naprawdę nie mają RTG w oczach, rzadko też dysponują czasem, żeby głowić się czy jak ktoś mówi: "U mnie ok, wszystko w porządku" to mówi prawdę, czy nieprawdę tylko czeka, aż się domyślisz.
    Druga sprawa żeby nie reagować wystawianiem kolców na oferowaną pomoc. A to są zdania w stylu: "oj daj mi spokój", kpiny, ośmieszanie, "nie wtrącaj się" itp. Można chcieć pomocy i ją odrzucać jednocześnie. Sprawdzać, jak dalece sięga ta chęć pomocy, czy się nie wyczerpie tej osobie cierpliwość po szóstej z rzędu odmowie. A często się wyczerpuje.

    Świat byłby prostszy, gdyby każdy mówił wszystko wprost, nawet jeśli to miało by być powiedzenie: "nienawidzę cię". Małe dzieci tak robią i nie głodzą się, żeby się zabić. One generalnie nie chcą się zabijać. Jak im źle - to o tym mówią. Więc co się dzieje po drodze, że zaczynają obchodzić prawdę naokoło?

    A - i po tym co piszesz można z całą pewnością zakładać, że masz anoreksję. Objawy, kryteria diagnostyczne, metody pomocy - wszystko znajdziesz w sieci, gdybyś szukała pomocy.

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Xenka- nikogo tak naprawdę nie obchodzą nasze problemy, ludzie czują ulgę gdy na pytanie czy wszystko ok usłyszą tak, nic mi nie jest. Ludzie w dzisiejszych czasach mają dosyć własnych problemów ,żeby brać na siebie jeszcze problemy innych. Owszem mogę komuś coś doradzić itp. ale tak naprawdę gówno mnie interesuje czy ktoś ma jakieś problemy. Każdy musi sobie z nimi sam poradzić. W dzisiejszych czasach ludzie szukają przyjemności gdzie się da i nie chcą słuchać jak komuś źle, jakie to ktoś ma kłopoty.

    Nie można też oczekiwać pomocy od kogoś. Jeśli się je chce owszem można poprosić ale nie oczekiwać ,ze ktoś się nagle mną zainteresuje i pomoże na siłę. Jak się chce pomocy to trzeba sobie pomóc samemu. Bo zapisać się do psychologa to nie jest żadna filozofia. Trzeba tylko chcieć. A jak się nie chce, to nawet jakby sam prezydent chciał nam pomóc to to nic nie da.

    OdpowiedzUsuń